Pierwszego dnia pracy na cmentarzu w Siemuszowej, który wyglądał jak mocno zarośnięta łąka, wyrywałam chwasty dookoła dużego nagrobka, z którego odłamały się fragmenty krzyża z Jezusem. Nie chciałam, żeby zagubiły się w chaszczach, więc schowałam te drobne kawałeczki do małej kieszeni w plecaku.
Wieczorem, po kąpieli, szliśmy na ognisko do miejscowego rzeźbiarza. Idziemy sobie drogą, nagle coś mnie olśniewa, że nie rozpakowałam się po przyjściu z roboty i niechcący wyniosłam ze cmentarza fragmenty grobu. Podbiegam więc do Ewy (szefowej SDMK) i krzyczę: "Ewa! Mam rękę Jezusa w plecaku!".
Naprawdę przez pierwszych kilka chwil nie wiedziałam, dlaczego inni patrzą na mnie, jakbym była niespełna rozumu.
wtorek, 3 lutego 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No takie historie to tylko Jeżowi się przytrafiają! :)
OdpowiedzUsuńAgata, pisz-będziemy czytać. A może też podłączymy się do Was latem. Pozdrawiamy z Kijowa
OdpowiedzUsuńNie słyszałam tego wcześniej :D
OdpowiedzUsuńDodałabym kosmetyczne poprawki do tej historii, ale, że ogólny sens został zachowany, to nie dodam kosmetycznych poprawek:)
OdpowiedzUsuń